Buszujący w trawie

"Dni trawy" Philip Huff
„Dni trawy” Philip Huff

Czy zastanawialiście się kiedyś, jakie słowa do Was najbardziej pasują? Może niebo? Albo łąka? A może Idaho? Do Bena najbardziej pasuje słowo „muzyka”. Ben ucieka w świat dźwięków. Kiedy słucha muzyki, staje się rytmem i melodią, drżeniem, które wychodzi ze strun gitary. Przy piosenkach George’a Harrisona staje się jego głosem. Każdego ranka budzi go jakaś melodia, od której nie potrafi się uwolnić. Prześladuje go w jego umyśle. Ben całym sobą kocha muzykę Beatlesów. Zna na pamięć każdy jej akord, każdą solówkę, potrafi je niemal jak wirtuoz zagrać na ukochanej gitarze. Muzyka jest jego namiętnością. W niej znajduje ukojenie. Po śmierci dziadka świat muzyki staje się jego azylem. W muzycznych peregrynacjach towarzyszy Benowi jego jedyny przyjaciel, Tom.

Weldra to ukochany dom Bena, mitologia dzieciństwa. Stara posiadłość dziadka. Tutaj dorastał. Czuł się wolny. Weldra była smakiem wolności. „Mogłem każdego dnia biegać po lesie i słuchać natury. Słuchać ciszy i ptaków. Za tym tęsknię”. W innym miejscu Ben wspomina: „To jest kraina młodości. (…) Kraina zaoranych pól, łąk mleczy i krów, i owiec, i ciężkiego zapachu koni. To jest królestwo topoli, dębów i wierzb. Należysz do tego miejsca, do świata trawy”.

Beatlesi spróbowali marihuany po raz pierwszy 28 sierpnia 1964 roku. Ben van Deventer spróbował jej tego dnia, kiedy umarł dziadek… Kiedy „umarła” Weldra. Wówczas rozpoczęła się podróż Bena do początku. Do momentu, w którym narodzi się ponownie. „Jestem Ben. Ben to ja. Zacząłem”.

Osiemnastoletniego bohatera autobiograficznej powieści Philipa Huffa łączy duchowe pokrewieństwo z postaciami kilku ważnych dla mnie utworów. Przede wszystkim jest on literackim spadkobiercą „Absolwenta”, w którego genialnie wcielił się Dastin Hoffman w filmie Mike’a Nicholsa. Odziedziczył po nim nie tylko imię, ale też poczucie wyobcowania i nieprzystosowania do otaczającej go rzeczywistości. Rodziców dzieli od Bena głęboka przepaść. Mało tego, również między nimi nie ma porozumienia i miłości. Ich rozstanie pozostawia w świadomości chłopca bolesne ślady. Wraz ze śmiercią dziadka i odejściem ojca umiera jego dzieciństwo. Ben jest samotnikiem. Wrażliwy ponad miarę, nie potrafi odnaleźć nici łączących go z rzeczywistością. Piekielnie inteligentny – nie zdaje z klasy do klasy. Mistrz szachowy – zwycięzca prestiżowych turniejów – nie potrafi opanować reguł gry zwanej życiem. Niczym bohater „Buszującego w zbożu” – 17-letni Holden Caulfield – czuje się outsiderem i odszczepieńcem. Jest między nimi jeszcze co najmniej jedno podobieństwo: ujmująca i chwytająca za duszę szczerość, tak autentyczna jak narracja, która – pozornie nieporadna, chropowata i chaotyczna – układa się w dramatyczną opowieść „kilkunastoletniego starca”, o której nie sposób zapomnieć długo po zakończeniu lektury, opowieść składająca się ze strzępów wspomnień, strzępów emocji, strzępów myśli, niczym collage utkany z fragmentów rozsypanej kompozycji. Taka jest właśnie okładka „Dni trawy”, dająca przedsmak tego, co czeka czytelnika po przekroczeniu progu pierwszej strony.

Przeczytaj całą recenzję na blogu Jolanty Chrostowskiej – Sufa  zaksiazkowani

[youtube]kQwwmUJ4glk[/youtube]