Grzegorz Kozera i jego „Droga do Tarvisio”

„Dla pisarza, poza codzienną obserwacją życia czy poza podróżami, podstawową nauką jest czytanie książek. Przede wszystkim tych dobrych, ale z tych złych też się można sporo nauczyć, choćby tego, jak nie powinno się pisać…” – opowiada Grzegorz Kozera w rozmowie z Ewą Krzysiak.

Źródło wywiadu: http://www.wiadomosci24.pl/artykul/droga_do_tarvisio_i_przeznaczenia_wywiad_z_grzegorzem_kozera_242395-3–1-d.html

Dzień dobry. Dziękuję, że zgodził się Pan znaleźć czas, aby porozmawiać o swojej ostatniej książce „Droga do Tarvisio„, która ukazała się nakładem wydawnictwa Dobra Literatura. Czy tytułowa droga… jest ucieczką od czegoś czy poszukiwaniem jakiegoś sensu?
Jednym i drugim. Bohater książki, Grzegorz K., wybiera się w podróż, żeby uciec od problemów, lecz zarazem, by przemyśleć swoje życie, co zresztą uzmysławia sobie dopiero później. Jak się okazuje, samotna wyprawa jest mu potrzebna, mimo że samotność została mu narzucona. Gdyby jechał z Mat, być może nigdy nie zdołałby sobie uświadomić, jak ważnym człowiekiem jest ona dla niego.

Jak daleko trzeba wyruszyć, żeby dowiedzieć się czegoś o sobie i swoim życiu?
Czasami nie trzeba nigdzie jechać, wystarczy rozmowa z drugą osobą albo dłuższy pobyt z samym sobą. Akurat mojemu bohaterowi przydarzyła się samotna podróż, a jego droga wiedzie do przeznaczenia.

Czy są jakieś filmy i utwory z innych dziedzin sztuki, które zainspirowały Pana do napisania tej książki?
Znajduję inspirację w życiu, ciekawych ludziach i miejscach, również w literaturze, filmach, malarstwie i muzyce. W przypadku „Drogi do Tarvisio” wszystko zaczęło się od Pragi. Gdy po raz pierwszy przyjechałem do tego niezwykłego miasta, wiedziałem, że chcę napisać książkę, której akcja rozgrywa się nad Wełtawą. Potem pomyślałem, że skoro mój bohater dociera do Pragi, może też wybrać się dalej, do Austrii i Włoch, do miejsc, które są mi znane i które – z jego perspektywy – będę mógł opisać. Jedyną literacką inspiracją, a dotyczy to austriackiej części „Drogi…”, były powieści Thomasa Bernharda. Książki innych autorów, które wymieniam na końcu powieści, pomogły mi w pisaniu i rozszerzyły moją wiedzę, ale nie stanowiły inspiracji.

Na ile utożsamia się Pan z bohaterem swojej książki, a na ile się Pan od niego dystansuje?
Grzegorz K. to postać fikcyjna, choć nie da się ukryć, że poza imieniem i pierwszą literą nazwiska przekazałem mu trochę swoich cech, a także faktów z mojego życiorysu, np. dziennikarską przeszłość czy czeskie przekłady jego wierszy. Podobnie jak on lubię bluesa i malarstwo, trzymam stronę mniejszości, nie znoszę antysemityzmu, ale nie oceniam tak jak on surowo współczesnych Niemców, bo w przypadku Austriaków to częściowo się z nim zgadzam. Staram się za to nie myśleć stereotypami, a jemu się to zdarza dużo częściej. Generalnie – on jest bardziej pokręcony ode mnie. To postać, która przypomina bezimiennego bohatera mojej wcześniejszej powieści „Biały Kafka” – o uzależnieniu alkoholowym. W pewnym stopniu „Droga do Tarvisio” jest kontynuacją tamtej książki.

W „Drodze do Tarvisio” są dosyć ostre opinie, które u niektórych czytelników podnoszą ciśnienie… Trafiają się też wulgaryzmy. Czy można było ich uniknąć?
Nie jestem zagorzałym zwolennikiem wulgaryzmów w literaturze. Jeśli jednak ich użycie jest uzasadnione, nie rażą mnie. W przypadku „Drogi…” uznałem, że powinny zostać, aby bohater był autentyczny. Grzegorz K. jest połączeniem wrażliwości i wybuchowości, reaguje bardzo emocjonalnie, a jednocześnie – z czym się nie kryje – lubi przeklinać, bo to chroni go przed apopleksją. Słyszałem od kilku, co ciekawe, czytelniczek, że jedynie na początku lektury zwracały uwagę na przekleństwa, później przestały, ponieważ uznały, że dosadne wypowiedzi pasują do Grzegorza K. Nie wszyscy jednak tak to odbierają. Radiowa Jedynka, która przez trzy tygodnie emitowała „Drogę…” tuż przed północą, mimo późnej pory nie odważyła się puścić tych najostrzejszych fragmentów. Występujący w roli lektora Andrzej Mastalerz zgrabnie je ominął.

Czego tak naprawdę nie lubi Pan w Niemcach, Austriakach i Polakach… A za co Pan ich ceni?
Nie chcę krytykować Niemców ani Austriaków, wystarczająco mocno zrobił to już za mnie Grzegorz K., przy czym ostre opinie są łagodzone ironią i humorem. Natomiast oba narody cenię za to, że dbają o kulturę i interesują się nią. Tego nie można powiedzieć niestety o nas. A gdybyśmy bardziej interesowali się nieco wyższą kulturą, mniej w nas byłoby chamstwa i nietolerancji. Może to naiwne, ale tak myślę.

Gdyby miał Pan taką możliwość, zmieniłby Pan jakieś fragmenty opublikowanej książki?
Zapewne byłby to zmiany kosmetyczne. „Droga…” trafiła do księgarń i jest zamkniętym rozdziałem mej twórczości. Reszta należy do czytelników i krytyków literackich.

Jak wysoko Pan plasuje tę pozycję w swoim osobistym dorobku literackim?
Każda dopiero co wydana przeze mnie książka, niezależnie od tego, czy to proza, czy poezja, jest dla mnie tą najważniejszą. Dopóki nie pojawi się następna… Na razie więc na pierwszym miejscu jest „Droga do Tarvisio„.

Czy w recenzjach „Drogi do Tarvisio” jest coś, co w nich Pana zaskakuje lub denerwuje?
Nie zwykłem oceniać poszczególnych recenzji, może dlatego, że sam popełniłem ich około tysiąca, recenzując książki innych autorów czy spektakle teatralne. Ale oczywiście zdarzają się recenzje, które mnie denerwują i jest to uwaga ogólna. Nie chodzi mi o krytykę negatywną, bo jeśli recenzent potrafi uargumentować swoje zastrzeżenia, wszystko jest w porządku, rzecz jest w fatalnym poziomie niektórych tekstów. Ktoś, kto sam nie potrafi poprawnie skonstruować zdania po polsku, nie powinien się brać za ocenianie innych. Na szczęście w przypadku „Drogi…” takich recenzji jest bardzo mało.

W jakiej z uprawianych form literatury wypowiada się i realizuje Pan najpełniej?
Zaczynałem jako poeta i w sumie ciągle się nim czuję, choć coraz rzadziej piszę wiersze. Być może spełniłem się już w sześciu wydanych tomikach. Poezja zawsze mi będzie bliska – i jako piszącemu, i jako czytelnikowi. Wiersze są do wyrażania uczuć i zwięzłych myśli, proza natomiast pozwala się pełniej wypowiedzieć i to mnie bardziej obecnie pociąga. Tylko, że ja z natury jestem małomówny, wolę pisać, ale i w pisaniu trudno mi zarzucić gadatliwość.

Kogo uważa Pan za mistrza w pisaniu powieści i sztuce reportażu? Czerpie Pan z ich doświadczeń?
Dla pisarza, poza codzienną obserwacją życia czy poza podróżami, podstawową nauką jest czytanie książek. Przede wszystkim tych dobrych, ale z tych złych też się można sporo nauczyć, choćby tego, jak nie powinno się pisać… Mam wielu znakomitych mistrzów, u których pośrednio pobierałem i pobieram nauki: począwszy od Kafki, Hemingwaya, Marqueza, Borgesa, Kundery, Bernharda, Kapuścińskiego, a na Remarque’u, Rothcie i Bukowskim skończywszy. Długo mógłbym wymieniać, nie tylko pisarzy z dwudziestego wieku i nie tylko prozaików. Wszystko przed wszystkimi napisał już Szekspir. Ważne jednak, żeby się od mistrzów uczyć, podpatrywać to, co najlepsze, ale nie zostać ich epigonem, tylko próbować stworzyć utwór oryginalny. A tutaj konieczne są już własne przemyślenia, praca nad tekstem, wyobraźnia i trochę talentu.

Czym według Pana charakteryzuje się tzw. dobra literatura?
To pojęcie względne. Dobrą literaturą są przecież i kryminały Mankella, i książki dla dzieci Lindgren. Czy jednak dobrą literaturą są sprzedawane w milionach egzemplarzy utwory Coelho? Moim skromnym zdaniem – nie. Dla mnie dobra literatura to oryginalność sądów i formy, a także zajmująca, niejednoznaczna opowieść.

Czy pracuje już Pan nad następną książką? Kiedy będzie można znaleźć ją na rynku wydawniczym?
Nowa powieść jest ukończona i mam nadzieję, że ukaże się w przyszłym roku, również – tak jak „Droga…” – w wydawnictwie Dobra Literatura. To rzecz zupełnie inna od tego, co dotychczas pisałem. Nosi tytuł „Berlin, późne lato”, jej akcja rozgrywa się w 1943 roku właśnie w stolicy hitlerowskich Niemiec i jest historią o miłości niemożliwej. I jeszcze jedno – nie ma w niej niecenzuralnych słów.

Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę wszelkich sukcesów.

Grzegorz Kozera – dziennikarz, poeta, prozaik, recenzent teatralny i książkowy (…) Jako poeta debiutował w 1989 tomikiem wierszy „Upadek”. Opublikował też zbiory poetyckie „Strip-tease”, „Piosenka powieszonego amanta”, „Niebieski motyl i inne wiersze”, „Sierżant Garcia nie żyje”, „Data”.
W 2004 wydał powieść „Biały Kafka – w dużej mierze poświęconą chorobie alkoholowej, a w 2008 „Kurację. Opowiadania sanatoryjne”.

Autor: Kozera Grzegorz
Seria:
Z Wykrzyknikiem!
ISBN:
978-83-933290-6-9
Data premiery:
kwiecień 2012
Liczba stron :
182
Format :
12,5×19,5 cm
Okładka :
twarda