Ryszard Hetnarowicz o "Klubie filmowym"

Klub grzbietBrama odsłaniająca ekran naszego wewnętrznego świata! 

 

Doprawdy trudno wyobrazić sobie dorosłego człowieka, który ani razu nie miał koszmarnego snu związanego z przeżyciami szkolnymi. Dotyczy to nawet prymusów. A może ich w szczególności? Niewielu natomiast jest rodziców, którzy potrafiliby inaczej zaradzić lękowi swojej pociechy przed szkołą niż tłumaczenie, że musi ją skończyć, że taki jest obowiązek, że oni także to przeżywali, że potem będzie się z tego śmiać… Raczej nikt nie ma wątpliwości, że zasiadanie w szkolnej ławie, publiczne odpowiadanie na trudne pytania, poddawanie się bezustannemu egzaminowi jest dużym stresem. Czy można temu zaradzić?

 

Kto wie jak na to pytanie odpowiedziałby David Gilmour, gdyby nie dotyczyło jego życia? Mamy prawo podejrzewać, że albo miałby dziesiątki „dobrych rad” właśnie z życia wziętych, albo wymigałby się od odpowiedzi, albo zbył jakąś humorystyczną przypowiastką. Zdarzyło się jednak tak, że sam stanął przed koniecznością znalezienia wyjścia z sytuacji, w której znalazł się on jako ojciec dorastającego syna Jessego. Napisze później: „…gdy w dziewiątej klasie oceny mojego syna zaczęły się chwiać, a w dziesiątej ostatecznie się przewróciły, przeżyłem swego rodzaju podwójny horror, po pierwsze – z powodu tej konkretnej sytuacji a po drugie – przez mój wcześniejszy strach, żyjący nadal pełnią życia w moim umyśle”. Równie trudno było mu przezwyciężyć lęk przed tymi sytuacjami, jak znaleźć rozwiązanie wynikających z nich problemów. Szczególnie że wszystkie rutynowo stosowane przez rodziców metody zawiodły. Niechęć Jessego do szkoły pogłębiała się i zaczynała graniczyć z obsesją. Pojawia się jednak rozwiązanie. Z pozoru szalone i zupełnie bez związku z nauką szkolną. Jednak jedyne, jakie przychodzi postawionemu pod ścianą rodzicowi. Rezygnacja ze szkoły i zajęcie się jedynym wspólnym – na tamten czas – zainteresowaniem! Oglądaniem filmów! Komentowaniem ich! Rozmawianiem o nich! Kroczeniem ścieżką kilometrów taśmy filmowej ku… szkolnej dojrzałości! Ku zdanym egzaminom!

 

I właściwie fabuła powieści Klubu filmowego Davida Gilmoura ogranicza się tylko do tego. Gorzej! W pierwszym akapicie książki autor zawarł zakończenie, podsumowanie powieściowej intrygi. Ale nie o fabułę, nie o intrygę i jej zakończenie Gilmourowi chodzi. Nie tym chce zainteresować czytelnika. Zresztą ten, z niewielką i dyskretną pomocą autora, sam zaczyna zadawać sobie pytania o sens takich rodzicielskich poczynań. O metodę, formę, sposób działania! I powieść zaczyna wciągać! Przede wszystkim dlatego, że czytelnik wciąż musi konfrontować swoje wyobrażenia z wyborami Gilmoura, do których zmusza go… rozwój sytuacji. Wspólnie z bohaterami rozwiązywać zagadki niesione tak przez erudycję odbiorców, jak i twórców filmowych obrazów. Gilmour jest przy tym niezwykle interesującym i oryginalnym interpretatorem filmów. Nic dziwnego, że każdy oglądany z synem obraz zostaje przez niego opatrzony swoistym wprowadzeniem ideowym. Jest w końcu ta powieść materiałem zmuszającym czytelnika do zadawania pytań sobie i o siebie. Dzięki temu otwiera ona na rzeczywistość, która jest nie tylko odbijana, ale i współtworzona przez sztukę filmową.

 

Można odnieść ważenie, że David Gilmour napisał powieść o roli filmu w edukacji młodego człowieka. Jednak byłoby to zawężenie problemu. Gilmour pokazuje jedną z form kompleksowej edukacji alternatywnej. Edukacji prowadzącej do wyniku oczekiwanego przez oficjalny system oświatowy, ale osiągniętego niekonwencjonalnymi środkami. Osiągniętego z zaciekawienia wiedzą, poznaniem, a nie ze strachu przed negatywną oceną czy pręgierzem społecznym. Jest też ta powieść rzeczą o rodzicielskim poświęceniu. Bo takie było niezbędne, by Jesse odnalazł indywidualną drogę do edukacji, rozwinął swoje zainteresowania i osiągnął satysfakcjonujący go wynik egzaminacyjny. Może okazać się doskonałym materiałem metodologicznym dla tych wszystkich, którzy stoją przed podobnymi problemami. I chociaż początki edukacji pozaszkolnej i u nas mamy już poza sobą, to dylematy rozstrzygane przez rodziców wciąż pozostają takie same.

 

Każdy, kto otworzy tę książkę i zabierze się do jej czytania, będzie musiał odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: która z form edukacji ukształtowała moją indywidualność? Bo jest to znakomicie napisana i zaczerpnięta z doświadczeń autorskich rzecz o fascynacji filmem przywracającej młodemu człowiekowi pragnienie poznania. Powieść o miłości i mądrości rodzicielskiej, prowadzących do zrealizowania zadań szkolnych. Jest to w końcu fascynujący przewodnik po sztuce filmowej, z przypowieściami, anegdotami, ciekawostkami… Ta powieść jest bramą odsłaniającą ekran naszego wewnętrznego świata! Osobnego i indywidualnego! 

Ryszard Hetnarowicz, publicysta