Zapraszamy do lektury wywiadu z Jolantą Kwiatkowską, który przeprowadziła Monika Olasek.
Oryginalny tekst wywiadu: http://gryzipiorek.blogspot.com/2012/08/kobieta-o-przewrotnej-logice-rozmowa-z.html
Monika Olasek: Czy panujące ostatnio upały dały Ci się we znaki? Czy może jesteś z osób, które uwielbiają tropikalny żar lejący się z nieba?
Jolanta Kwiatkowska: Dały, dały – nie dając. Grzechem powiedzieć, że dały, gdy się jest na łonie natury i ma się krok do wody. Grzechy – wolę wybrać sobie inne (śmiech).
MO: Łono natury i woda są dobre przy każdej pogodzie. Wypoczęłaś? Czy cały czas pracujesz, pisząc kolejne opowieści dla czytelników-fanów?
Jolanta: Nie, nie pracuję. Leniuchuję. Mówiąc trochę poważniej, odpowiem słowami Alicji z Jesiennego koktajlu: Ja jestem jesień. Już się naumiałam, napracowałam, skutecznie zapyliłam. Wnuki odchowałam. Już nic nie muszę. Najważniejsze, nikt mi niczego nie może: kazać, nakazać, pozwolić, zabronić. Wiek podeszły to cudowny usprawiedliwiacz. Daje mi pełne prawo do zmiany osobowości czyli: zmniejszenia aktywności, zacieśnienia zainteresowań, skupienia się na własnych sprawach i przekonania o własnej nieomylności. Jesień życia to WMW. Tzn. wszystko mi wolno. Robię tylko to, na co mam ochotę.
MO: Aż zamarzyła mi się emerytura.
Jolanta: Mój wnuk marzył, by być już emerytem, gdy miał osiem lat. I wiesz, chyba miał rację (śmiech). To nawet byłoby logiczne.
MO: Bycie ośmioletnim emerytem?
Jolanta: Rano wstać, wysiedzieć w ławce (na krześle) czterdzieści pięć minut, udawać, że się słucha… żaden problem. Powstrzymać się od: biegania, kopania piłki czy grania w klasy, krzyczenia… – żaden problem. Przyznanie racji bez wzruszenia ramionami, przytakiwanie ruchem głowy, nawet udawanie zrozumienia… żaden problem. Nie jedzenie paluszków, pizzy, chipsów, nawet lizaków… żaden problem. Żaden – dla sześćdziesiąt-plus. Dla ośmiolatka – bardzo, bardzo trudne (śmiech). Przepraszam. Moniko, na Facebooku i swoim blogu już się przyznałam, że jestem logicznie nielogiczna.
MO: Twoja logika jest jak najbardziej logiczna. A propos emerytury, choć kobiet nie wypada pytać o wiek, ja to jednak zrobię. Alicja, bohaterka Jesiennego koktajlu proponuje ciekawą opcję: Bardziej odpowiada mi podział wieku kobiet na: niemowlę, dziewczynka, dziewczyna, bardzo, bardzo młoda kobieta, bardzo młoda kobieta i młoda kobieta. Na którym etapie młodości obecnie jesteś?
Jolanta: Na tym, w którym określenie młoda kobieta mi nie wystarcza. Jestem młoda – inaczej. (śmiech).
MO: Moja babcia określa ten wiek jako osiemnaście lat plus VAT.
Jolanta: Moniko, VAT wynosi dwadzieścia trzy procent, czyli osiemnaście plus dwadzieścia trzy równa się czterdzieści jeden. Mam więcej (śmiech).
MO: Nie wierzę.
Jolanta: I dobrze, bo to nie kwestia wiary tylko metryki. Ale wiesz, że w metryce też zdarzają się błędne wpisy…
MO: Mylić się jest rzeczą ludzką. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. A kto nie spróbuje, ten nic nie osiągnie. Co mi przypomina, że w notce o Tobie na Twoim blogu (www.jolantakwiatkowska.pl ) znalazłam takie zdanie: Nie zdobyłam żadnego szczytu. Nie odkryłam żadnego lądu. Wielu innych nadzwyczajnych rzeczy nie zrobiłam. A co nadzwyczajnego udało Ci się?
Jolanta: To, co powinno być nadzwyczajną – zwyczajnością. Wieloletnie, udane małżeństwo i najwspanialsza córka na świecie, Gdy do tego dorzucę dwoje kochanych wnuków, to już wszystko oczywiste.
MO: Wieloletnie, udane małżeństwo to prawdziwy skarb. Córka i wnuki też. Masz jakąś receptę na udany związek? Tajne sposoby lub zupełnie oczywiste oczywistości?
Jolanta: Mam, i tak jak mówisz, są to oczywiste oczywistości, o których najczęściej zapominamy. Część z nich przypomniałam w Kodzie emocji.
MO: Sięgnijmy więc do źródła:
– Dziewczyny, komu przed ślubem trzeba powiedzieć „tak”, żeby mieć szansę na udany związek? – Zosia odczekała, aż dwie minuty, żeby mogły pomyśleć nad odpowiedzią.
– Temu, z kim chcesz być. To oczywiste – odważyła się odpowiedzieć Irena, choć bardzo niepewnym głosem. Znając przyjaciółkę domyślała się, że w pytaniu znajduje się drugie dno.
– Temu, kto cię o to spyta – swoją wersję przedstawiła Krysia z rozbawieniem. – Zośka, mów, co powiedziała mama Adama.
– Dobrze jest powiedzieć „tak” aż pięć razy. Ostatnie „tak”….., najmniej istotne i na samym końcu……. facetowi – Zosia przerywała, żeby podnieść dramaturgię. – Pierwsze tak, dla ojca faceta. Dla matki trzy razy tak, bo jedno w tym dla babki. Dopiero wtedy, tak, powiedziane partnerowi daje szansę na szczęśliwe pożycie – mówiła wolno i dobitnie. Patrząc na porozumiewawcze spojrzenia spodziewała się wybuchu śmiechu przyjaciółek. Jednak one spoważniały i czekały, co powie dalej. – Przy czterech „tak” należy przyjrzeć się uważniej. Przy trzech poczekać z decyzją i poznać szczegóły. Przy dwóch uciekać ile sił w nogach – skończyła wyliczankę i patrzyła w zamyślone twarze.
MO: Dla matki trzy razy tak – czyżby legendarna teściowa-jędza nie była tylko mitem?
Jolanta: Moniko, według mnie każda z nas to 1:1:1 czyli, coś z babci, mamy i z siebie samej. To samo dotyczy płci przeciwnej. Ale że przysłowiowa szyja kręci głową, to kandydatce na teściową trzeba się baczniej przyjrzeć. Stąd trzy razy tak. Ale przyszły zięć też powinien, zanim pomyśli by nim zostać, przyjrzeć się kandydatce na teściową.
MO: Zdarza Ci się pisywać „nierecenzje”. Dlaczego „nierecenzje”? Co musi mieć w sobie książka, żeby „zasłużyć” na Twój opis/rekomendację/przemyślenie (nawet nie wiem, jak Twoje nierecenzje określić)?
Jolanta: Nie zacytuję Ci dosłownie, ale bliskie mi są słowa, że każda książka ma dwie dusze. Tego, co ją napisał, i tego, co ją przeczytał. I jeżeli nadają i odbierają na tej samej fali to rozum ( okładka, błędy korektorskie a nawet nie taki styl) nie ma nic do powiedzenia. Coś nie coś w szkole mnie nauczono i recenzja kojarzy mi się z czymś innym, niż to, co czasami czytam. Być recenzentem czyjeś „pracy” to duża odpowiedzialność. Dlatego moje „nierecenzje” jak najmniej mówią o samej treści. Nie oceniam też co dobre a co złe. Piszę tak, jak mi serce podyktowało, po przeczytaniu danej książki.
MO: Nierecenzje piszesz tylko do niektórych pozycji. Od czego to zależy?
Jolanta: Piszę je bardzo rzadko. Czasami bo spodoba mi się książka. Czasami ktoś przyśle mi książkę, prosząc o moją „nierecenzję”. Dzielę się w nich (w swój sposób) odczuciami, które towarzyszyły mi w czasie, który spędziłam z bohaterami książek.
MO: Muszę przyznać, że Twój sposób bardzo mi się podoba, choć czytając pierwszą nierecenzję nieźle się nagłowiłam, żeby zrozumieć, co autorka miała na myśli. Przejdźmy do Twojej twórczości. Niedawno ukazała się książka Przewrotność dobra. Mówisz o niej na blogu „niechciane pisklę”. Trudno było wydać tą powieść? Co zainspirowało Cię do opisania losów Doroty vel Dorotki-idiotki?
Jolanta: Przewrotność dobra jest właściwie pierwszą przeze mnie spisaną historią. Właściwie, bo ta pierwsza z pierwszych została zniszczona. Tak, posłałam plik do wielu wydawców. Oczywiste, że większość nie odpowiedziała. Trzech przysłało maila. Bardzo miłe słowa o propozycji wydawniczej, by na końcu dodać: Niestety, nie wydamy. Wiedziałam, że chętniej są wydawane „bajkowe” historie i byłam załamana do dnia dziwnych zbiegów okoliczności. Efekt. Wydawnictwo Dobra Literatura zdecydowało, że wyda. To był dla mnie cudowny dzień. Pytasz, co mnie zainspirowało? Odpowiedź prosta. Wściekłość na to co widzę, słyszę i czytam.
MO: Czytając historię Dorotki, całkowicie wpadłam w jej świat. Wykreowałaś go tak realnie, że aż trudno mi było uwierzyć, że to fikcja literacka (to samo mówią wszystkie znane mi osoby, które czytały Przewrotność dobra)
Jolanta: Nie wiem, jak to zabrzmi, co powiem, ale powiem. I już. W moich książkach fikcji jest bardzo mało. Tylko tyle ile trzeba by ułożyć z różnych życiowych fragmencików, znanych lub nieznanych mi żyć – przekaz – samego życia. Czytałaś Rozsypane wspomnienia? Są opinie, że historie z obu tych książek powinnam rozpisać przynajmniej na cztery książki. Pytają mnie, czy to jest możliwe, by w jednej rodzinie tak pokomplikowało się wszystko. Odpowiadam, zawsze tak samo. Nie piszę dla ilości książek, a nie moją winą jest, iż samo życie nie ma umiaru, nie rozważa po równo złego i dobrego. Gdy los się rozchichocze, to często nie chce przestać i nawet odliczanie do siedmiu nieszczęść nic nie da. I z jednej strony cieszę się, gdy dostaję listy, iż czytelnicy odnaleźli w tych historiach tak wiele ze swojego lub znanych im osób – prawdziwego życia. Z drugiej – wiem, że nie powinno mnie to cieszyć.
MO: Niestety nie czytałam Rozsypanych wspomnień, ale rozpisanie historii Doroty na więcej książek zmniejszyłoby moc oddziaływania tej opowieści. W obecnej postaci Przewrotność dobra wali po głowie jak obuchem, rozkazuje pomyśleć, zastanowić się. Rozmydlenie emocji nie pomogłoby tu raczej.
Jolanta: Zgadzam się z Tobą w stu procentach.
MO: Pozostańmy jeszcze przy historii Doroty. Próbowałaś kiedyś mięsa ryby fugu? Pociągają Cię takie ekstremalne rozrywki?
Jolanta: Nie, nie próbowałam i żadnych takich eksperymentów nie uznaję. Wiesz, gdy byłam mała, tata nauczył mnie grać w szachy. Gra ta polega m.in. na tym, by planować kilka ruchów do przodu. I to mi zostało. No, może czasami tylko… w jakiś okolicznościach… zapominam o tym. Na pewno, nie przy…śniętej lub nieżywej rybie (śmiech).
MO: To zdradź, proszę, jakie okoliczności skłaniają Cię do zaniechania planowania.
Jolanta: Na to jest jedna, wieloznaczna odpowiedź. Cudownie nieprzewidywalne.
MO: W opowiadaniu „Autobiografia” w cieniu pierwszych aż się roi od kudłatych bohaterów. Łatwo się domyślić, że lubisz zwierzęta. Pod koniec opowiadania Bard stwierdza A co mi tam. Mogę ich zaadoptować. Zwierzęta wybierają sobie ludzi?
Jolanta: Wiele znam przypadków właśnie takich, że pies czy kot – wybrał sobie człowieka. Czytałaś opowiadanie, to wiesz, kto na chwilę wcielił się w ciało Barda II. Czyli to oba psiaki zadecydowały, że my mamy być jego stadem (śmiech).
MO: Wiem, łezka mi się nieco zakręciła w oku wtedy podczas lektury. Coś w tym jest – mój pierwszy kot sam mnie wybrał. I miał stuprocentową rację, że powinien być mój. Czy Bard nadal pisuje na Facebooku? Ma swój własny profil, czy posługuje się Twoim, gdy zapomnisz się wylogować?
Jolanta: Oj, Bard II (Ci, co czytali opowiadanie, wiedzą dlaczego II) jest najśliczniejszym, najmądrzejszym i najbardziej kochanym bezogonowcem na świecie. I stąd już prosty wniosek. Wolno mu korzystać z internetu, kiedy tylko ma ochotę. Ja wtedy cichutko i posłusznie idę na swoje miejsce (śmiech).
MO: Czyli w domu rządzi Bard II? Jest samcem alfa?
Jolanta: Może być nawet podwójnym alfą… oby nie chciał siedzieć na fotelu czy kanapie, spać w łóżku i jeść ze stołu.
MO: Czyli jednak rządzisz Ty.
Jolanta: Babcia mnie uczyła, że nie ładnie jest zaprzeczać, to przez grzeczność nie zaprzeczę (śmiech).
MO: I wszystko jasne. Autobiografia w cieniu pierwszych, Kod emocji i Rozsypane wspomnienia (które w plebiscycie portalu granice.pl decyzją jury zostały uznane za najlepszą prozę polska w 2011 r.) są dostępne w formie e-booka, niedługo dołączy do nich Przewrotność dobra. E-booki dobre czy złe – jaki jest Twój głos w debacie o wyższości książki papierowej nad elektroniczną i vice versa?
Jolanta: Moniko, dla mnie jest to tak jak z „debatą” o wyższości Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Zamiast debatować, róbmy swoje, a życie pokaże co dalej. Kino miało „paść”, gdy pojawiła się telewizja. Telewizja – gdy pojawił się Internet. Naprawdę szkoda mi mojego już bardzo cennego czasu (śmiech) na dyskusję o tym, na co nie mam żadnego wpływu. Wybór mam, mogę czytać, co chcę.
MO: I czytelnicy też mają wybór, a to chyba najważniejsze. W domku pod kocem grube tomiszcze pachnące farbą drukarską, na wyjazd malutki czytnik z wgranymi dwudziestoma nowościami. Dużo czytasz?
Jolanta: Pytanie, na które trudno odpowiedzieć. Ile to jest dużo? Czy przerzucanie stron, by „przeczytać” książkę wlicza się do ilości?
MO: Ha, racja, nieprecyzyjne pytanie. Przerzucanie nie wlicza się. Czy czytasz tak dużo, jak byś chciała, czy zawsze masz wrażenie, że brak Ci czasu na czytanie i chciałabyś czytać więcej?
Jolanta: Gdy słyszę, przeczytałem(-am) dwadzieścia pięć książek w miesiącu – to uśmiecham się i wprost – nie powiem dlaczego (śmiech). Czasami sięgam po książkę, którą po przeczytaniu odkładam i za chwilę mogę czytać następną. Lubię te, po przeczytaniu których nie myślę o czytaniu kolejnej w tym samym dniu czy w następnym. Bardzo lubię te, gdy po przeczytaniu nie mogę myśleć o kolejnej, bo muszę „przetrawić”, wrócić i przeżyć do końca. Tak, czasu ciągle brakuje. Dlatego też nie chciałabym czytać więcej i więcej. Ten czas, którym dysponuję, chcę dzielić jak najlepiej. Na pierwszym miejscu czas dla najbliższych, w tym dla Barda. Część czasu na załatwianie tego, co muszę. Część na tzw. obowiązki domowe. Z pozostałego wykroić czas na bycie tylko we dwoje. I czas – tylko dla mnie. Tego tylko mojego – nie mogę przeznaczyć tylko na czytanie. Nie wnikając w szczegóły, musi się znaleźć czas i na pisanie.
MO: Wniknijmy jednak, co nieco. Co jeszcze, poza czytaniem i pisaniem, lubisz robić w wolnym czasie?
Jolanta: Dobrze, że pytasz, co lubię, a nie co robię (śmiech). Gdy zbierze się czwórka – brydż. Na działce, dwoje (lub czworo) – ping pong. Na Mazurach grzyby, ryby i….lwyby. Ja z kawą – ulubiona krzyżówka „Z przymrużeniem oka” lub sudoku.
MO: A duży łyk musi być, żeby nie lękać się dzika i wybierać się na lwyby? Wychowałam się na Warmii, ale lwybów nigdy tam nie widziałam (śmiech). Jak wyglądają lwyby?
Jolanta: Lwyby spotykasz bardzo rzadko, bo tylko wtedy, gdy bardzo, bardzo chcesz je spotkać (według: Dla chcącego nic trudnego). Spróbuj wyjść lub usiąść i zapatrzeć się przez siebie, bardzo, bardzo chcąc je zobaczyć. Uwierz mi, że przyjdą pod taką postacią, jaka Tobie będzie najbardziej pasować. Do mnie najczęściej przychodzą na Mazurach, gdy już jest prawie ciemno. Siedząc na werandzie, wpatruję się w łąkę i skraj lasu i pytam o to i tamto, czyli zadaję pytania, na które ani ja ani nikt mi znany nie zna odpowiedzi. I wtedy przychodzą lwyby i…
MO: A, to te, znam je (śmiech), przyjaźnią się z kłobukami i warmińskim wiatrem. Mądre są (śmiech). Zapytam jeszcze o pisklaki szufladowe. Dużo ich tam siedzi? Przybywają nowe? Któryś wybywa w świat? Jakie masz dalsze plany literackie?
Jolanta: Czekają trzy szufladowe. Jedno zapowiadałam na swoim blogu w notatce Siła sprawcza rozsypanych wspomnień. M.in.: Z góry przewidując, że mój anonimowy donos na wszystko i wszystkich, podpisany imieniem i nazwiskiem zostanie przyjęty, jako bezdyskusyjny dowód na popełnienie przeze mnie przestępstwa w postaci zdradzenia tajemnicy tajne przez poufne specjalnego znaczenia – sama się w post scriptum przyznam, że zasługuję na banicję do Norwegii i dożywocie w więzieniu w Halden (dostęp do studia dźwiękowego, wydzielonych ścieżek do uprawiania joggingu, nie mówiąc o takich przyziemnych drobiazgach jak telewizory, lodówki, biblioteka, wygodne sofy, stoliki na kawę, czy oczywistościach w postaci osobnego pomieszczenia z dwoma łóżkami, w którym można przyjmować członków rodziny na całą noc).
Tym razem nie w tytule, tylko w treści jest moja przewrotność. Czy i komu spodoba się przewrotny donos, napisany w przewrotny sposób – nie wiem. Drugie szufladowe, które nazwałam w swój ulubiony sposób Nienormalnie, normalna ma szanse wyfrunąć na początku przyszłego roku. Trzecie czeka, aż zdecyduję się wysłać je w świat. A z tą decyzją u mnie jest trudno, bo wiem, że pomysł i treść są takie jak ja – z przymrużonym okiem. Następne już puka dziobem w skorupę, a jedno czeka, bym się nim zajęła. Udaję, że nie słyszę i nie widzę, a jak są bardzo namolne to śpiewam im troszkę zmieniony tekst: Przyjdzie na to czas, przyjdzie czas, przyjdzie czas żeby wspólnie życie wieść, ale muszę być ostrożna, twój charakter muszę poznać…
MO: Trzymam kciuki za wszystkie pisklaki, te już w drodze, te jeszcze w szufladzie, te jeszcze namolnie domagające się uwagi i te ,które dopiero się wyklują. Dziękuję Ci za fantastyczną rozmowę.
Jolanta: To ja dziękuję. Wirtualnie ściskam i pozdrawiam Ciebie i Tych, którzy tu zajrzą, by pobyć z nami.