Elżbieta Manthey tak pisze o wypaleniu u dzieci, które obserwujemy coraz częściej:
„Nasza cywilizacja dawno uporała się z problemem dzieci pracujących ponad siły (w fabrykach, w gospodarstwach rolnych). Chcemy myśleć, że dziś dzieciństwo jest oazą beztroski, swobody, radości, dzieci mają to, czego potrzebują, a nawet więcej. Jedyny ich obowiązek to uczyć się. Tak naprawdę jednak zamieniliśmy jeden rodzaj obciążeń i presji na inny. Michael Schulte-Markwort – niemiecki psychiatra – pisze o zjawisku, które sam ze zdziwieniem obserwuje u dzieci: o wypaleniu.
O wypaleniu mówi się w kontekście pracy zawodowej, jest problemem dorosłych. Wypalone dzieci – to wydaje się absurdalne. Jakie obciążenia mogą mieć dzieci? Mają się tylko uczyć.
Tylko?
Wstają wczesnym rankiem, lekcje zaczynają o ósmej. 6-8 godzin w szkole. Muszą być skoncentrowani. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek może się skupiać przez 45 minut i tego się wymaga. 45 minut umysłowego napięcia na maksa. Jeśli wymiękasz – jedynka. Albo notatka od nauczyciela: „Syn nie uważa na lekcji”, „Córka zajmuje się głupstwami zamiast wypełniać kartę pracy”. Na sygnał dźwiękowy trzeba zacząć się koncentrować na wskazanym temacie. Kolejny sygnał pozwala przez 10 minut odpocząć. Odpocząć? W hałasie na poziomie startującego odrzutowca? Na korytarzu, gdzie nie ma nawet gdzie się schować przed napierającym tłumem dzieciaków, które naturalną potrzebę ruchu i zabawy realizują desperacko w dzikim szale krzyków i opętańczego biegania, bo czują, że muszą tę swoją potrzebę zaspokoić na zapas i w pigułce – mają 10 minut przed kolejnymi 45, kiedy trzeba będzie znieruchomieć w ciszy i wysiłku przymusowej koncentracji.”
Przeczytaj cały artykuł na Juniorowo.pl (KLIK!)