Chyba strzelę focha!

Z Mikołajem Milcke, autorem książek „Gej w wielkim mieście” i „Chyba strzelę focha”, rozmawia Olga Gorczyca-Popławska.

O czym jest książka „Chyba strzelę focha!”?
MM: O życiu, tak samo jak „Gej w wielkim mieście”. „Foch” to bezpośrednia kontynuacja, dalsze losy moich bohaterów.

Skąd taki tytuł? Strzelanie focha raczej nie kojarzy się zbyt dobrze.
MM: Odczarujmy zatem tę poważną interpretację. Myślę, że foch to raczej pieszczotliwe określenie. Zabawne, lekko przewrotne, intrygujące. Foch to takie niegroźne obrażenie się. Stan, z którego szybko się wychodzi. Któż z nas nie lubi czasem strzelić focha? (śmiech). A samo określenie „chyba strzelę focha” zaczerpnąłem z życia. Moi przyjaciele używają go czasem, gdy są przyparci do muru i nie wiedzą, co powiedzieć. W myśl zasady: nie wiesz, co zrobić? Strzel focha!

Główny bohater dostał wreszcie imię?
MM: Nie. Dostał za to nowe przygody, które – jak w przypadku poprzedniej książki – wciągają jak wir i wypuszczają dopiero po doczytaniu do końca. Dużo dzieje się też w życiu innych bohaterów. Pojawiają się dzieci, a także zupełnie nowe postacie, które nieźle namieszają.

Ale Wiktor jest?
MM: Jest.

I żyją długo i szczęśliwie?
MM: Tego nie mogę zdradzić, bo popsuję zabawę Czytelnikom.

Podobno gej nie chce już być gejem?
MM: To prawda. W pewnym momencie mojego bohatera dopadają wątpliwości. Czuje się zagubiony. W związku z tym trafia na terapię, której prowadzący zapewniają, że potrafią wyleczyć z homoseksualizmu.

Zrobiło się poważnie.
MM: Bo jest poważnie. Chyba jestem jednym z pierwszych w Polsce, jeśli nie pierwszym, który pokazuje, jak wygląda taka terapia i jakie są jej – czasem dramatyczne – konsekwencje. Bo okazuje się, że są ludzie, którzy twierdzą, że homoseksualizm można wyleczyć jak grypę czy anginę. Według nich jest to możliwe po spełnieniu określonych warunków. I właśnie przed nimi staje mój bohater.

To prawdziwa historia?
MM: To chyba najprawdziwsza historia ze wszystkich, które opisałem w nowej książce. Bardzo długo dokumentowałem ten wątek. Szukałem ludzi, którzy brali w czymś takim udział, słuchałem ich historii i nie wierzyłem w to, co mi opowiadali. Te grupy jawiły mi się jako miejsca, gdzie łamie się kręgosłupy, pierze mózgi i dokonuje brutalnego gwałtu na osobowości i seksualności żywych ludzi. Coś na kształt psychicznych tortur, którym ludzie dobrowolnie się poddają, wierząc w pozytywny efekt, czyli zmianę orientacji seksualnej. Opisuję to wszystko dość szczegółowo.

Byłeś na takiej terapii?
MM: Nie po to, żeby się wyleczyć, ale po to, żeby zobaczyć, że to się dzieje naprawdę.

A nie podszedłeś do niej trochę jak pies do jeża? Z założenia negatywnie?
MM: Podszedłem do sprawy trochę reportersko. Schowałem uprzedzenia do kieszeni i postanowiłem osobiście zbadać sprawę.

No i co, na ostatniej stronie okaże się, że gej stał się hetero?!
MM: Musisz dotrwać do ostatniej strony, żeby się o tym przekonać. Droga do niej będzie kręta, ale naprawdę wciągająca.

W pierwszej części twój bohater był bardzo naiwny. Chwilami to aż irytowało. Zmienił się?
MM: Na pewno trochę dorósł. Jak bardzo? Odpowiedź na to pytanie zostawiam Czytelnikom. Dojrzał i jest bardziej świadomy swoich potrzeb i oczekiwań. Wyciąga wnioski z dotychczasowych doświadczeń. Zadomowił się też w Warszawie. Kilka razy pokazuje różki i walczy o swoje. Z niektórych walk wychodzi nawet obronną ręką. Sądzę jednak, że naiwność i wiara w ludzi to jego wrodzona cecha. Będzie mniej lub bardziej widoczna, ale nigdy nie zniknie.

Powiedz coś o nowych postaciach.
MM: Dwie najważniejsze nowe postacie to kobiety. Marta, matka Wiktora, i Anna Folc, terapeutka, która twierdzi, że posiada moc leczenia z homoseksualizmu. Obydwie to zdecydowanie czarne charaktery i mają olbrzymi wpływ na fabułę. Stąd damskie szpilki na skrzydełku okładki.

Bohater walczy z dwoma wrogami jednocześnie?
MM: Jednocześnie chyba nie. Te wątki na siebie nie zachodzą. I dobrze! Bo nie wiem, czy by to przeżył. Rozpracowuje je pojedynczo. Okazuje się, że skomplikowane stosunki z teściową zdarzają się także u homoseksualistów. Co więcej, myślę, że u nas są bardziej krwiste.

A mężczyźni? W książce o gejach muszą być mężczyźni!
MM: Są, są. Najważniejszy jest Szymon, przystojny prezenter radiowy. Namiesza w głowie bohatera. Panowie poznają się w bardzo nietypowych okolicznościach.

A namiesza też w jego sercu?
MM: W jakimś stopniu na pewno. Ale nic więcej nie powiem, bo książka nie będzie ciekawa.

Zdradź jeszcze coś z życia pozostałych bohaterów. Co u Niny, Matyldy i Marii? Co u Roberta?
MM: Robert zostaje ojcem i jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Niestety nie mogę powiedzieć, że także u dziewczyn wszystko dobrze się układa. W poszukiwaniu miłości posuwają się do tego, o co pewnie same by się nie podejrzewały. Igrają ze swoim zdrowiem i nadmiernie ulegają mężczyznom. Wszystko to wystawia przyjaźń bohaterów na ciężką próbę. Także wewnątrz najbliższej rodziny naszego geja będzie gorąco.

Ujawni się przed rodzicami?
MM: Nie, ale to, co się wydarzy, sprawi, że raczej nie będzie musiał. Pewne sprawy będą jasne. I bardzo źle to zniesie. Przez napięte stosunki z ojcem przejdzie prawdziwy tajfun.

Pogodzą się?
MM: Raczej odwrotnie. Młody zostanie z niczym.

A Wiktor? Wiktor mu nie pomoże? Przecież to mężczyzna idealny!
MM: Nie wiem (śmiech). I tak za dużo ujawniłem.

Zdradź mi jeszcze, jak pisało ci się „Chyba strzelę focha!”
MM: Pisałem prawie dziesięć miesięcy. I był taki moment, gdy strasznie się męczyłem. Jeden, ale był. Nie z powodu braku pomysłu, bo całą historię miałem ogólnie zarysowaną, zanim usiadłem przed komputerem. Miałem wrażenie, że słyszę tykanie zegara odmierzającego czas do oddania tekstu. Czułem też coś w rodzaju presji. Pisanie pierwszej książki było zabawą. Zwłaszcza że nie wiedziałem, iż mój blog zostanie wydany. A teraz czułem, że są ludzie, którzy na tę książkę czekają. Wiem to z maili od nich. Mamy kontakt na Facebooku. Tak bardzo nie chciałem ich rozczarować, że dopadało mnie zwątpienie. Czy dam radę, czy udźwignę ten ciężar, czy to, o czym piszę, miało prawo się zdarzyć.

Czujesz, że dałeś radę? Wygrałeś?
MM: Wygrałem o tyle, że doprowadziłem tę historię do końca. Tak jak chciałem. A czy nie rozczaruję Czytelników, to się okaże. Już za chwilę. Stresuje mnie premiera „Focha”, ale wiem – bez stresu nie ma zabawy. Brak stresu świadczyłby o tym, że moje ego urosło do niebezpiecznych rozmiarów.

Sylwia Chutnik poleca twoją książkę. Twoje ego mogło urosnąć.
MM: To dla mnie olbrzymi zaszczyt. Sylwia Chutnik to kobieta instytucja i wzór do naśladowania dla każdego, kto pisze. Ale jeśli chodzi o pisanie, to doskonale wiem, że muszę się jeszcze sporo nauczyć. Chociaż według definicji Joanny Chmielewskiej jestem pisarzem, bo dostałem za swoją twórczość pieniądze (śmiech).

Piszesz dla pieniędzy?
MM: Nigdy w życiu! Jeśli pisze się wyłącznie dla kasy, to nie ma sensu tego robić. Pisaniu musi towarzyszyć przyjemność. Mimo chwil zwątpienia. A pieniądze raz są, raz ich nie ma.

Czy myślisz, że to dobry czas na taką książkę? Na tę tematykę? W mediach trwa debata o związkach partnerskich – celowo wybrałeś taki moment?
MM: Nie kalkulowałem, czy to jest dobry czas i czy trafimy z premierą w sam środek dyskusji o związkach partnerskich. To przypadek, że akurat teraz sporo się o tym mówi.

A właśnie… Co autor książek o geju z wielkiego miasta sądzi o problemie związków partnerskich?
MM: Problem bezwarunkowo należy rozwiązać i rządzący muszą mieć tego świadomość. Trzeba to zrobić jak najszybciej. Niestety mam wrażenie, że nikt tak naprawdę nie chce tego uregulować. A posłowie, wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie, problem wyciągnęli tylko po to, żeby awanturą uwłaczającą godności osób homoseksualnych odwrócić uwagę od innych problemów w kraju. To pytanie na dłuższą rozmowę, więcej na różne tematy piszę na moim blogu. [www.mikolajmilcke.blogspot.com – przyp. red.]

Ciekawi mnie jeszcze coś. I sądzę, że nie tylko mnie. Piszesz o sobie?
MM: Myślę, że każdy, kto pisze, pisze w jakieś części o sobie. Ja trochę też, ale staram się kompilować prawdę i fikcję. W przeróżnych proporcjach. A gdy przestaje starczać mi wyobraźni, grzebię w życiorysach moich przyjaciół, znajomych, ale też obcych ludzi. Lubię ich podsłuchiwać w metrze czy autobusie. Wyciągam co lepsze fragmenty, często mocno przerabiając fakty. Więc ani „Gej” ani „Foch” z pewnością nie są niczyją biografią.

Czytelnicy ciągle nie wiedzą, jak wyglądasz. Dlaczego?
MM: Czy to takie ważne? Myślę, że w świecie, w którym wszystko jest publiczne, ludzie wiedzą o sobie tak wiele, w internecie piszą, gdzie i z kim są, co jedzą i tak dalej, odrobina tajemniczości jest dużo bardziej intrygująca.

Nigdy nie dasz sobie zrobić zdjęcia?
MM: Nigdy nie mówię nigdy.

 

Autor: Milcke Mikołaj

Wydawca: Dobra Literatura
ISBN: 978-83-935437-8-6
Data premiery: 8 maja 2013
Liczba stron : 432
Format : 12,5×19,5 cm
Okładka : miękka ze skrzydełkami

Autor: Milcke Mikołaj

Wydawca: Dobra Literatura
ISBN: 978-83-933290-2-1
Data premiery: 7 listopada 2011
Liczba stron : 388
Format : 12,5×19,5 cm
Okładka : miękka ze skrzydełkami