Już wkrótce! Premiera książki „Epidemia smartfonów”

Epidemia smartfonów

Niecały miesiąc dzieli nas od długo wyczekiwanej premiery książki „Epidemia smartfonów. Czy jest zagrożeniem dla zdrowia, edukacji i społeczeństwa?” autorstwa Manfreda Spitzera. Z pewnością będzie to tytuł wzbudzający wiele kontrowersji.

Zanim nasza nowość znajdzie się w księgarniach, przygotowaliśmy jej dwa fragmenty. Gorąco polecamy!

Nie chcę być źle zrozumiany. Ktoś, kto ma już przyjaciół i w pełni rozwinięty mózg, może wykorzystywać media społecznościowe, by utrzymywać kontakty, umawiać się i planować wspólne działania – tak jak kiedyś wykorzystywano sygnały dymne, pisano listy czy po prostu się spotykano. Jednak zastąpienie na dużą skalę realnych spotkań towarzyskich ekranami i głośnikami – codziennie przez wiele godzin – prowadzi u dzieci i młodzieży, czyli w okresie, w którym umiejętności społeczne jeszcze się rozwijają, do mierzalnych zakłóceń normalnego i prawidłowego rozwoju. Wielu nastolatków już to zrozumiało, inaczej (o czym już wspominałem) słowem roku 2015 nie zostałoby „Smombie” (zob. rozdział 6).
Dzieci powinny spędzać dużo czasu na łonie natury. Korzystny wpływ przyrody na zdrowie i rozwój został już udowodniony [Gilbert 2016, Richardson 2017]. Musimy przeciwdziałać trendowi trzymania dzieci przede wszystkim w budynkach i otoczeniu zdominowanym przez technologię, gdzie zajmują się one przede wszystkim sztucznymi przedmiotami zamiast naturą (rozdział 5) [Kesebir 2017]. Jeżeli czas, który powinien być spędzany w przyrodzie, zastąpimy czasem ekranowym, ujawni się coś, co nazwano już zespołem deficytu natury, na co w Stanach Zjednoczonych zwrócono uwagę ponad 10 lat temu [Louv 2005].

 

Po trzecie: jest to tzw. argument ostateczny: świat jest cyfrowy – i basta! Takie argumenty pojawiają się zawsze wtedy, kiedy już nic lepszego nie przychodzi do głowy. Wyobraź to sobie:
Azbest jest w naszych domach – i basta.
Ołów jest w białej farbie i w benzynie – i basta.
Alkohol istnieje od zawsze – i basta.
Gdyby w tych przypadkach pojawiały się takie argumenty, nasze dzieci wciąż by cierpiały, zapadały na śmiertelne choroby płuc, miały niższy poziom inteligencji i zmagały się z wszelkimi konsekwencjami uzależnienia. Same skutki zdrowotne używania smartfonów są znacznie poważniejsze niż w przypadku innych dobrze znanych trucizn (ołowiu, azbestu, dymu papierosowego, alkoholu). Wyrywamy ołowiane rury ze ścian, usuwamy azbest z domów lub burzymy całe budynki. Nikt nie mówi: „Ta odrobina ołowiu/azbestu przecież nie zaszkodzi!”. Nikt też nie chce wprowadzenia szkoleń z picia alkoholu w przedszkolu i szkole podstawowej, bo alkohol uzależnia i zaburza rozwój mózgu. Obydwa zarzuty dotyczą również smartfonów!
Po czwarte: dzieci potrzebują ochrony. Dlatego nie pozwalamy im chodzić do dzielnicy czerwonych latarni ani do miejsc znanych z przestępczości. Tymczasem smartfon zapewnia im nieograniczony dostęp do obu. Do tego urządzenia te utrudniają proces uczenia się i właśnie dlatego w miejscach stworzonych do edukowania pilnie potrzebna jest ochrona przed nimi. Tylko ludzie bardzo dobrze wykształceni nie zostaną w tyle na arenie międzynarodowej.