Marta Pilarska (blog Z Kafką nad morzem )
Kobiety nie umieją się zdystansować. Wchodzą w każdą historię do samego końca i nie potrafią ujawniać tajemnic bez emocji. Nawet, gdy piszą reportaże, gdy rzucają w nas samymi faktami, to mówią emocjami i przemycają uczucia pod warstwą statystyk i rzetelnych badań. A Polska też jest kobietą.
A ja lubię przyglądać się Polsce. Trochę z boku, trochę rozwierając dłońmi jej wielki brzuch. Dlatego te reportaże mnie rozgrzały do czerwoności. Jedne czytało się łatwiej, inne mniej ciekawie (czuć, że pisało je kilka kobiet, styl jest niejednorodny, tematy z każdego krańca Polski), ale wszystkie mają w tle jakiś szacunek do miejsca. Mają w sobie pokłady miłości do ludzi, do brudnych ulic i do kolorowych jarmarków. Wyrażają miłość do kraju, choć co piętnasta kobieta w tym kraju bije swojego męża, a Wietnamczycy muszą uciekać ze swojego kraju do Polski przez las.
Zaczarowała mnie okładka – niby prosta, banalna, ale skojarzyła mi się z kartkami z pamiętnika ojczyzny – zapisane równym, ładnym pismem. Czasem można w tym pamiętniku przeczytać dobry dzień – o piekarzu, który z głowy wyczarowuje wiersze, albo o studiu teatralnym „Słup”. A czasem niestety jest łza za łzą i trzeba opowiedzieć o policjantach bijących zatrzymanych, albo o samobójstwie Mariusza. To pierwszy tytuł z serii Lektury reportera, którą wraz z wydawnictwem współtworzy portal o takiej nazwie. Chciałabym żeby autorki nie przestały chodzić po swoim kraju. Żeby wciąż zaglądały w jego szczeliny, przytykały oko do dziurki od klucza, tańczyły w dyskotekach, lub piły herbatę w gwarnej kawiarni. Pokazały, że to miejsce ma mnóstwo kolorów, ma mnóstwo odcieni, ze smakuje krwią, ale też świeżo pieczonym chlebem z dynią. Że żyją w nim amisze, samotne starsze panie, które obiecały miłość na zawsze i tego zawsze się trzymają, że czasem trzeba wyjechać do Meksyku, bo Polska boli, że Cyganie mówią zupełnie inaczej, niż Polacy.
To Polska różna – ręce ma z teatru niepełnosprawnych, włosy ze starodawnej muzyki, brzuch to wierzenia pogan, a stopy to wspomnienia pani Gieni – przesiedlonej z Kresów.
Skakałam po tym kraju z jednego końca na drugi bez problemu. Skakałam jadąc tramwajem i stojąc w długiej kolejce w supermarkecie. I przyglądałam się spomiędzy kartek pani w berecie, młodej dziewczynie z minispódniczce, czarnoskóremu chłopakowi ze słuchawkami na uszach, myśląc, że każdy z nich mógłby być w tej książce. I to jest jej największą siłą. To książka o nas.